niedziela, 9 grudnia 2012

Epilog

 Przeczytaj tekst pod rozdziałem ! 
---------------------------------------------

-Dobrze za chwilę będę... - Szepnęłam prawie niesłyszalnie i nadusiłam czerwony przycisk. Stałam jak ten słup soli i patrzyłam na chodnik pokryty białym puchem. Wydawało mi się jakby świat się zatrzymał. Dowiedziałam się od policjanta, że mój dom się pali. Wszystko spłonęło...
-Julka. - Powiedziałam ochrypniętym głosem i zaczęłam biec ile sił w nogach w stronę płonącego domu jednak musiałam się zatrzymać na ulicy i złapać stopa, bo wiedziałam, że przede mną dwugodzinna droga pieszo. Nagle zatrzymał się jakiś czarny samochód. BMW jak się nie mylę. Kierowca uchylił szybę i spojrzał na mnie pięknymi zielonymi oczami, które tak dobrze znałam.
-Wsiadaj. - Wyrwał mnie jego ochrypnięty głos z przemyśleń i jak najszybciej mogłam usiadłam z tyłu.
-To gdzie jedziemy? - Odwrócił w moją stronę głowę i uśmiechną się uwodzicielsko. Podałam mu szybko adres i kazałam szybko jechać.


Wybiegłam z czarnego BMW i zatrzymałam się przed płonącym domem. " Mój " kierowca staną obok mnie i się temu wszystkiemu przyglądał. Nic nie mówił. Pełno ludzi na posesji domu jak i przed posesją. Jedni stali i się patrzyli, drudzy gasili pożar. Zaczęłam się rozglądać za małą dziewczynką, ale nigdzie jej nie ujrzałam. Zerwałam się z miejsca i podbiegłam do jakiegoś strażaka.
-Gdzie jest Julie? - Zapytałam głosem pełnym paniki. Po policzkach spływały gorące i słone łzy zostawiając po sobie zaschnięte smugi.
-Jaka Julie? Czy ktoś był jeszcze w tym domu? - Starał się zachować spokój, ale średnio mu to wychodziło. Nie odpowiadając biegiem ruszyłam do wejścia płonącego domu. Przepychałam się przez strażaków, którzy chcieli mnie zatrzymać. W końcu znalazłam się w środku. Wszędzie był ogień. Na podłodze pełno gryzu i desek.
-Julia! Julia jesteś tu?! - Krzyczałam stojąc w miejscu. Przez dłuższy czas nic nie usłyszałam, ale nagle do moich uszu dobiegło rozpaczliwe błaganie o pomoc z góry. Spojrzałam na płonące schody i bez zastanowienia zaczęłam po nich biec. Czułam jak ogień pali moją skórę, ale to nie było teraz ważne. Kiedy znalazłam się już na górze zobaczyłam ją? Stała i płakała a dookoła niej płoną gorący ogień.
-Pomóż mi! - Błagała dławiąc się własnymi łzami a mnie ukuło coś w serce. Spojrzałam na nią i poczułam się jakby ona była moją córką. Spędziłam z nią zaledwie kilka dni, ale już się przywiązałam. Nie pozwolę jej spalić się żywcem. - Biegiem ruszyłam w jej stronę a deski z dachu, co chwila zagradzały mi drogę. W końcu po długiej i gorącej drodze stałam obok niej. Dopiero teraz zobaczyłam, że obok nas jest okno. Nie wiele myśląc otworzyłam je i spojrzałam w dół. Ludzie stali dookoła domu i patrzyli w górę. Na ulicy sąsiedzi i zielonooki chłopak ze snu. Nie ruszył się wogóle z miejsca.
-Dajcie coś pod okno! - Krzyknęłam dusząc Sie dymem. Ludzie zaczęli pompować jakieś coś a ja spojrzałam na blondynkę. Po policzkach płynęły czarne łzy od dymu. W oczach było przerażenie i iskierka nadziei. Nadziei, że przeżyje. Wtulała się we mnie i kasłała szarym dymem, który unosił się w powietrzu. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam napompowane coś. Strażacy pokazywali żebym skakała, ale ja wzięłam niebieskooką na ręce, uściskałam ostatnio raz i szepnęłam do ucha " Kocham cię " wyrzuciłam ją przez okno. Patrzyłam jak spada i piszczy z przerażenia, ale zaraz znalazła się na napompowanej, dużej " poduszce". Ludzie zaczęli się nią zajmować a reszta czekała aż ja skoczę. Pokręciłam przecząco głową i zamknęłam okno. Osunęłam się po niestabilnej ścianie i płakałam. To był mój czas. Właśnie miałam zakończyć swoje życie. Łzy wylewała się z moich oczu litrami a dym z ognia mnie dusił. Przed oczami przeleciało mi całe beznadziejne życie oraz sen. Sen, w którym byłam taka niemiła dla wszystkich. Uświadomiłam sobie też, że nie miałam przyjaciół ani znajomych. - Zaśmiałam się sama z siebie i szepcząc " We are born to live, we live to die ... " Zamknęłam oczy. Miałam uczucie jakbym spadała w dół. Krzyczałam. Krzyczałam, ale nikt nie słyszał... 

Lubięnaciebiępatrzeć
Hej. Tak jak widzicie po tytule posta-to już koniec. Blog miał mieć jakieś 30 rozdziałów
ale stwierdziłam że nie ma sensu go dalej pisać. Za bardzo w nim namieszałam i wgl. Ale i tak 
jestem  z siebie zadowolona bo to mój pierwszy blog a mam tylu czytelników i wejść. 
Ten blog istnieje dzięki wam. Gdyby nie wy nie byłoby go w internecie tylko
w moim brudnopisie. ;) Mimo że to nie najlepszy blog mam nadzieję że ktoś pomyśli/powie 
" Ona napisała fajne opowiadanie ". Dziękuję wam bardzo że ze mną byliście przez ten czas. 
I mam nadzieję że będziecie bo założyłam nowego bloga : the--end-of-love.blogspot.com/ .
Mam nadzieję że będziecie go czytać i wyrażać swoją opinie na temat rozdziałów które tam się pojawią bo to dla mnie bardzo wiele znaczy. Nawet nie wiecie jak trudno mi jest sie rozstać z tym blogiem... Poświęciłam mu dużo czasu. Można powiedzieć że cały wolny czas. ;) 
Jeżeli ktoś czyta, czytał lub będzie czytać tego bloga proszę o zaznaczenie w ankiecie po prawej stronie " Tak "  
Zdradzę wam sekret dlaczego blog już nie będzie kontynuowany :  Tutaj miał być piękny tekst o prawdziwej , szczerej , bezinteresownej , jedynej, wyjątkowej, nie znającej granic i trwającej do końca życia miłości. Niestety - autorkę dopadła pieprzona rzeczywistość i reszta jej przemyśleń nie nadaje się do publikacji. 
  DO ZOBACZENIA I PRZEPRASZAM ! ;* <3